- I okazało się, że nie można mi się oprzeć.
- Bingo. - Otarła oczy. - Właśnie w tym rzecz, Smith. Kiedy jestem blisko ciebie, po prostu nie potrafię logicznie myśleć. - Taki już mam dar - odparł, a ona zachichotała cicho. Co w nim było takiego, że miała ochotę go spoliczkować, a zaraz potem uprawiała z nim seks i po chwili oboje zaśmiewali się do rozpuku? To było absurdalne. Ubierała się, a Nevada leżał na łóżku półnagi i tylko na nią patrzył. - Co wie Findley? - zapytał, kiedy włożyła majtki i poczuła, że się rumieni. - Cokolwiek wie, nie zdradził mi niczego. - Nasunęła ramiączka biustonosza; nagle zapragnęła być ubrana. - Orrin Findley zabierze tę wiedzę ze sobą do grobu. A co u ciebie? - Żadnych dobrych wieści. - Wyciągnął rękę do drukarki po jakieś dokumenty. Wręczył je Shelby. - Pritchart nie żyje. - Co? - Właśnie zapinała sukienkę i jej palce znieruchomiały. - Parę godzin temu zadzwonił Levinson. Wytropił lekarza o nazwisku Ned Charles Pritchart aż na Jamajce, ale ten człowiek zapił się na śmierć. Shelby już oglądała relację i załamywała się coraz bardziej. - Dwa lata temu. - Zgarbiła się. - Wiem, że robimy to dopiero od tygodnia, ale miałam nadzieję, że niedługo uda nam się... - Bała się, że wzruszenie odbierze jej mowę, i walczyła z rozpaczą. Nie może się poddać. Musi być silna. Dla Elizabeth. - Znajdziemy ją. - Jego głos brzmiał tak pewnie. Objął ją swoimi mocnymi ramionami i popychał do tyłu, aż znowu położyła się z nim na łóżku i wtuliła głowę w jego ramię. - To może trochę potrwać, ale znajdziemy ją - obiecał i pocałował jej włosy. Dlaczego czuła się tak dobrze w tej malutkiej chatce, z mężczyzną, którego przysięgła sobie unikać przez resztę życia, a który teraz ją przytulał? - Gdzieś tu mamy sojusznika... albo przynajmniej osobę, która chce, żebyśmy wiedzieli, że Elizabeth żyje. - Ale kto to taki? I dlaczego nie powie mi, nam, wprost, gdzie ona jest? - Dobre pytanie. - Zmarszczył brwi i intuicja podpowiadała jej, że myśli to, co ona: że cały ten scenariusz może być podłym żartem, że ktoś, jakiś nieznany wróg, może przysłał jej ten list po to, by się teraz śmiać z ich złudnych nadziei i udręki, a cały czas wie, że nigdy nie znajdą swojej córki. Zdjęcie Elizabeth mogło być zwykłym fotomontażem - ot, fotografia innej dziewczynki z nałożoną i komputerowo przetworzoną twarzą Shelby. Ludzie nieraz robią takie rzeczy. Ale nie wolno jej rozumować w ten sposób! W każdym razie dopóki się nie upewni, że Elizabeth nie istnieje. Telefon głośno zadzwonił, wytrącając ją z zamyślenia. Nevada przewrócił się na bok i chwycił słuchawkę. - Smith - powiedział i Shelby zauważyła, że cały zesztywniał i spochmurniał. - Kiedy? - zapytał. - Jak? - Słuchał przez chwilę, a potem rzucił: - Czekam. Odłożył słuchawkę na widełki i odwrócił się do Shelby. - To był Shep Marson. Właśnie tu jedzie. - Dlaczego? - zapytała i poczuła śmiertelnie zimny dreszcz na plecach. - Caleb Swaggert zmarł dzisiaj. - Nevada przerzucił nogi przez łóżko i zabrał koszulę z pogniecionej pościeli. Shelby się nie poruszała. 120 - Nagle. - Tak. I w tym problem. - Wciągnął koszulę przez głowę i przeczesał włosy sztywnymi palcami. - Zdaje się, że ktoś nie mógł zaczekać tych kilku tygodni, aż kostucha dokona dzieła. - Nie... - Właśnie, że tak, Shelby. Policja podejrzewa, że Caleb Swaggert został zamordowany. Rozdział 12 Zamordowany? Przecież... no przecież, on leżał w szpitalu i był umierający, i... czy to nie jest wyciąganie pochopnych wniosków? - zapytała Shelby, ale dzwonek telefonu podziałał na nią jak zimny prysznic. Leżała w łóżku Nevady, prawie naga. W dodatku kochała się z nim, chociaż wcześniej obiecywała sobie, że tego nie zrobi. - Nie wiem. - Nevada sięgnął po dżinsy, włożył je i zapiął rozporek. - Ale ta sprawa musi być ważna dla Shepa, skoro zamierza tu wpaść. Shelby nie podobał się ten pomysł. Była daleką kuzynką Shepa i zawsze uważała go za człowieka bardzo wulgarnego, wręcz prymitywnego. - Przekonajmy się, co ma do powiedzenia. - Poprawiła sukienkę, przejrzała się w lustrze i wygładziła palcami rozwichrzone włosy. Niewiele to pomogło, więc wzięła szczotkę z komody i rozczesała splątane pasma. - Jeśli chcesz, możesz wyjechać, zanim tu dotrze. - Dlaczego? - zapytała, napotykając jego spojrzenie w lustrze. - Nie widzę żadnego powodu, żeby uciekać.