się na stałe, nieszczęście uwięzionego na
wózku dziesięciolatka oraz jego brata i siostry stałoby się nie do zniesienia. W rzeczywistości nie istniał ktoś taki jak „po prostu Lizzie". Była matka, córka oraz całkiem niezła pisarka, która rewelacyjnie gotowała. I jeszcze, czy jej się to podobało czy nie - żona. Żona, która w ostatnich dniach lipca, zakończywszy wszystkie wstępne spotkania i plany, przekształciwszy szczęśliwie ogólny zarys trasy w sensowny, zatwierdzony i oddany do produkcji scenariusz telewizyjny, szykowała się do wyjazdów z nieznaną dotąd liczbą obcych ludzi. Do nich miał wkrótce dołączyć jej wielce szanowany małżonek wraz z pogrążoną w błogiej nieświadomości trójką dzieci. 16 Interesy firmy Patston Motors mocno podupadły, głównie przez pijaństwo Tony'ego, które zaowocowało tyloma błędami, że klienci zaczęli go opuszczać, a jeden nawet za-groził mu złożeniem skargi za fuszerkę. Co usłyszawszy, To-ny natychmiast poszukał lekarstwa w trzymanej w szufladzie puszce piwa. Żeby chociaż Irina, ten worek bez dna, w który on, Tony, musi ładować ciężko zarobioną kasę, okazywała mu odrobinę miłości i wdzięcznością może wszystko dałoby się jakoś wytrzymać. Zresztą Joannę, dla której to wszystko zrobił, też ostatnio dawała mu nieźle w kość; wciąż patrzy na niego wilkiem, dając do zrozumienia, że jest jakimś potworem. Zapomina widać, że jeśli ktoś tu ponosił winę, to tylko ona sama. To wszystko przez jej hormony, jej potrzeby, jej pieprzoną niewrażliwość na jego daremne starania, by dać jej prawdziwe dziecko, a nade wszystko kompletną porażkę w uczeniu Iriny właściwego zachowania. - Co się z tobą dzieje? - spytał go Paul Georgiou, kiedy siedzieli przy barze Pod Koroną i Kotwicą pewnego majowego wieczoru. - Nic - Tony ze sto razy chciał się zwierzyć komuś ze swych problemów, ale nigdy nie przechodziło mu to przez gardło. - A jednak coś jest nie tak - upierał się Paul. - Wyglądasz jak mokry śledź, kolego, i to od miesięcy. - Biznes jest do dupy. - Przynajmniej tu nie musiał kłamać. - I to wszystko? - Jeszcze ci, kurde, mało? Rachunki wychodzą mi uszami, jeden klient grozi mi sądem albo mordobiciem... - A co mu zrobiłeś? - zaciekawił się Paul. - Nic. Dał mi merca do serwisu, a potem miał wypadek.