- A gdzie patrzyli Strażnicy? - przypomniała sobie Orsana. - Dobra, łożniaków nie można odróżnić od wampirów, ale na początku, kiedy w dolinie były jeszcze kjaardy i Strażnicy na nich jeździli, dlaczego nie poinformowali Lereeny o ich dziwnym zachowaniu?

  • Amanda

- A gdzie patrzyli Strażnicy? - przypomniała sobie Orsana. - Dobra, łożniaków nie można odróżnić od wampirów, ale na początku, kiedy w dolinie były jeszcze kjaardy i Strażnicy na nich jeździli, dlaczego nie poinformowali Lereeny o ich dziwnym zachowaniu?

11 August 2022 by Amanda

- Strażnicy już dawno nigdzie nie patrzą. -- Machnęłam ręką. -- Zginęli na miejscu, kiedy zamienili się z sobowtórami. Pozbawiony szóstego wampirzego zmysłu, nowy pograniczny garnizon patroluje tylko główne drogich. Dlatego tak łatwo przekroczyliśmy pierwszy pierścień doliny. Myślę, że wolijski oddział nie pojawił się od razu w dolinie - najpierw osiadł na granicy, po cichu podmieniając Strażników i trując kjaardy, a następnie... - Trafnie o kjaardach. – Twarz Lena, który patrzył, wydawać by się mogło, przez drzwi, rozświetliła się znajomym uśmiechem przedsmaku. -- Teraz będzie bardzo wesoło! Rolar i Orsana, odpychając się od siebie, poleźli na belkę, a przylgnęłam do dziury, która została po mieczu Lena. Na zewnątrz na razie nie było widać żadnych nieprzewidzianych atrakcji. Doradca niegłośnie szeptał pomiędzy sobą a zgromadzonymi wokół niego wspólnikami, czasem spoglądając w naszą stronę, jak chciał się przekonać, że świątynia stoi w miejscu, a nie uciekła na paluszkach w krzaki. Sądząc po jego ponurej fizjonomii, szybka kapitulacja nam nie groziła. Właśnie zebrałam się zapytać, co Len miał na myśli, ale nagle na plac wtargnęła Kella na parskającym Wolcie. Spostrzegłszy łożniaków, czarny ogier stanął dęba, ale w przeciwieństwie od Smółki nie rzucił się do ucieczki, a pogalopował naprzód, torując sobie drogę kopytami. Zielarce z ogromnym trudem udało się go okiełznać i zmusić by stał na czterech nogach. - Co tu się dzieje? - zaczęła krzyczeć, rozglądając się po bokach.- Gdzie wasza Władczyni? - -- Chcę, nie, żądam, żeby natychmiast do nas wyszła! Za nie na żarty rozgniewaną wampirzycą z lasu wyjechało i zatrzymało się na skraju placu około setki wampirów na zwykłych koniach. - Sądzę, że Lereena sama najbardziej na świecie pragnie stąd wyjść - półgłosem zawarczał Len i krzyknął w odpowiedzi: - Kella, uważaj! To nie są wampiry, tylko kreatury, które przyjęły ich wygląd i trzymają nas w oblężeniu! Łożniaki chętnie potwierdziły jego słowa, kierując miecze na nieproszonych gości. Zielarka odsunęła się, a Wolt cofnął się i zatańczył w miejscu, szczękając kłami i złośliwie porykiwał. - Wszystko w porządku? - Kella, szybko opanowując się, ścisnęła końskie boki kolanami, i Wolt, stęknąwszy, stanął jak wryty. Jeszcze troszeczkę i by zgniotła. -Tak! - Nie obrażali ciebie? - skrupulatnie zapytała Zielarka, jak leciwa babcia, przybywająca na pomoc swojemu ukochanemu i jedynemu wnuczkowi oraz gotowa własnoręcznie dać łomot nikczemnym chuliganom, którzy odważyli się podnieść ręce na jej drogocenne dziecko. - Kella! - rozdrażniony wydusił Len. -- Nie, oni mnie tylko zabili! Oddział wampirów wydał zgodne westchnienie, z ostrych czubków gwordów z odgłosem pstryczka wyskoczyły długie wbudowane ostrza, u niektórych błysnęły miecze - na szczęście, nie gnomie. Mimo pięć lub sześć razy większej przewagi liczebnej więcej przeciwnika nikt nie zamierzał uciekać. Przeciwnie - śmiertelnie obrażone wampiry, złośliwie zmarszczywszy się i wyszczerzywszy kły, czekały tylko na sygnału do ataku. Jednak nie było żadnego sygnału ani od Kelli ani od dowódcy łożniaków, jednakowo zajętych obserwowaniem przeciwnika i gorączkowo wymyślając plan działania. Tymczasem z naprzeciwka pojawił się jeszcze jeden oddział, większy i głośniejszy. Na ten raz – ludzki i bardzo z czegoś niezadowolony. - Wy moją córeczkę chcieć wąpierzę przeklinać?! - Donośny głos zakończył wejście trzeciego oddziału. - Tatko!!! - radośnie zaskrzeczała najemniczka, tak trącając Rolara łokciem, że prawie spadł z belki. – Tutaj jestem! Zadaj bobu tym łajdakom! - Twój ojciec - dowódca przygranicznych wojsk Winessy?! - wytrzeszczył oczy wampir, przyglądając się rosłemu siwemu chłopowi na białym koniu z zaplecioną w warkocz grzywą. Winesskie flagi powiewały nad groźnymi szeregami podległych mu jeźdźców. Było ich co najmniej dwie setki. – Ty, co, móżdżek nam pudrowałaś, odważna najemniczka, biedna wiejska córeczka, bezinteresowna patriotka?! W pikę tatusiowi poszłaś, chcąc wstąpić do legionu sojuszniczego królestwa?! - Nie twoja wampirza sprawa! - krzyknęła Orsana. -- Nie no, tylko popatrzycie na tego nikczemnika – wygonili go z Arlissu, nawet wampirom sprzykrzył się bardziej niż gorzka rzodkiew, a teraz - poucza! Gdzie chcę - tam i pójdę, ciebie się nie pytam! - Mnie nie wyrzucono, jestem w dobrowolnym wydaleniu, to dwie różne rzeczy! - Czyżby? - sceptycznie wygięła brew Lereena, i Rolar zaczął krzyczeć już nad nią: - A ty, siostrzyczka, lepiej zamilcz, póki ci cichaczem szyję nie skręciłem! Nawarzyła kaszy - teraz wyrzucimy ciebie na zewnątrz, będziesz ją jeść! - Siostrzyczka?! - wstrząśnięte krzyknęłyśmy z Orsaną. - Przyrodnia - niechętnie uściśliła Lereena. - I nie ma co się tak na mnie patrzeć, wszystkie pretensje do mojej matki! Już ja, to bym za nic nie zniżyła się do mieszanego ślubu... - No i pomrzesz starą panną - wywróżył Rolar. – Z ciebie nie to, że Władca - ostatni troll za żonę nie weźmie, chyba że pół doliny w posagu obiecasz! Zresztą, ona teraz i za darmo nikomu nie potrzebna – cała jest naszpikowana łożniakami, odgrodzona od całego świata przez zatrutą rzekę! Jak wpadłaś na sposób rozprawić się jeszcze z rusałkami, co? W czym ci przeszkadzali? - One pierwsze zaczęły! - oburzyła się Władczyni. - Tak w ogóle bez przyczyny? Chociaż próbowałaś z nimi porozmawiać? - Ja? Z rusałkami, stojąc po pas w wodzie i wysłuchując ich wiecznych kpin?! - Lereena zrobiła obrzydliwy grymas. -- A od czego jest Rada Seniorów? - Wszystko jasne- mrocznie stwierdził Rolar. - rusałki od razu rozgryzły łożniaków i bez gadania wysłali ich na dno, a Lerka, nie znalazłszy czasu osobiście się we wszystkim zorientować się, posłała do Danawiela jakiegoś ze swoich fałszywych doradców. A ten, wróciwszy, naopowiadał Władczyni o strasznie groźnych rusałkach i podpowiedział jej aby zatruła rzekę rzekę. Prawda? - A co jeszcze miałam robić? - odburknęła Władczyni. - Nic - pokornie przyznał wampir i, nagle rzuciwszy się w stronę ołtarza, tak ryknął, zawisłszy nad Lereeną, że z piskiem przewróciła się plecami na płytę, jak nieszkodliwy szczeniak. -- Wszystko, co mogłaś, to już zrobiłaś, idiotko! Kpiny jej, widzisz, wygadują! Niechętnie w nowym płaszczu do rzeczki włazić! Teraz wpadłaś po samą głowę, przy czym wcale nie w wodę! Kiedy indziej my byśmy z ogromną przyjemnością poobserwowali tą burzliwą rodzinną scenę, ale za drzwiami rozbrzmiał głośny krzyk, który sekundę później zastąpiło rżenie, tupot, chrzęst broni i wybiórcze okrzyki wściekłości i bólu. Orsana znów przylgnęła do otworu, a ja zgięłam się przy szczelinie. Nie wiadomo, który z dowódców pierwszy odważył się machnąć ręką, ale długo oczekiwany gest był przyjęty z entuzjazmem, i na placu zapanowało borowy wie co. Ku naszej niewypowiedzianej uldze, nasz ratunek szybko rozeznał się w sytuacji i zgodnie zaatakował pseudo wampiry gnomimi mieczami. (chyba Gromyko nie może się zdecydować – przyp. red). Dwa oddziały, które poruszały się konno, dosłownie zgniotły kilka rzędów łożniaków, ale potem ugrzęźli w tłumie, a wtedy w ruch poszły miecze i gwordy. Za moimi plecami Rolar kontynuował wrzeszczeć na Lereenę, ale jego głos tonął w wojennym zgiełku i nie można było zrozumieć poszczególnych słów. Przez kilka minut ludzie i wampiry musieli się bardzo sprężać - na żywych łożniaków konie nie reagowały, ale poczuwszy fetor bijący od rozkładających się trupów, szybko oprzytomniały i stanowczo zrezygnowały z udziału w bitwie. W siodle została tylko Kella. Galopem przemierzała kręgi wokół placu, rozsądnie nie mieszając się do walki z powodu braku broni i Woltowi musiał walczyć za dwoje, depcząc łożniaków, którzy nawinęli mu się pod kopyta. Tak byliśmy zainteresowani widowiskiem, że przerażony krzyk obracającego się Lena: “Rolar, przestań! Ona teraz...” – był poniewczasie. “Teraz” już nastąpiło. Lereena jakoś dziwnie wykręciła szyję, konwulsyjnie szarpnęła żuchwą, która nagle powiększyła się z każdej strony, transformując całą głowę, po niej i ciało. Zęby stały się bardziej ostre i wydłużyły się, ręce nienaturalnie się wyciągnęły, biała sukienka w strzępkach opadała na podłogę Rolar zdążył ledwie odskoczyć, gdy wijąca się na ołtarzu kreatura podniosła czerwonooką, zębiastą mordę. Bestia złożyła skrzydła wklęsłe półkole, wyciągnęła szyję i bezdźwięcznie wrzasnęła. Wbiło nas w kąty i przycisnęło do podłogi, fala dźwiękowa uderzyła po plecach, jak workiem z trocinami. W uszach nieznośnie zagwizdało, potem świsnęło jak powie mroźnego wiatru. Jeszcze chwila i lunęłaby z nich krew, ale na nasze szczęście, kreatura zamknęła paszczę, robiąc wdech i rozglądając się. - Pod ołtarz! - głośno rozkazał Len, inspirując nas swoim osobistym przykładem. Ledwie zdążyliśmy dobiec i na czworakach wpełznąć pod płytę, jak Lereena znowu zaczęła krzyczeć, zapewne na dłużej, powoli zmieniając tonalność, ale nie siłę dźwięku. Wokół z hukiem wybuchały statuy, wielkie marmurowe odłamki z wdziękiem piór wirowały w miniaturowych huraganach, raz po raz wystrzeliwując w różne strony jak z procy. Ściany i podłoga szybko pokrywały się wgnieceniami. Wydawałoby się, że kamienie szlachetne w ogóle powinny obrócić się w pył, ale ku mojemu zdziwieniu całe i nieuszkodzone leżały na podłodze, jakby przykleiły się do kątów heksagramu – najwyraźniej strzegła je szczątkowa magia kręgu. Naprędce postawiona obrona nie dała nam ostatecznie ogłuchnąć, lecz lamentująca paskuda powoli zaczęła ją przebijać i ból w uszach nie ustawał. - Że z niej takie? - zaczęłam krzyczeć, sama usłyszawszy swojego głosu. Ale Len wystarczyły myśli. - To druga postać kobiety-wampira! - ¬poruszywszy się, krzyknął mi w samo ucho. -- Zamiast wilka u mężczyzn, tylko, że pojawia się spontanicznie i nie podlega kontroli! - Ją można ją zatkać?! - Nie da się, póki sama się nie uspokoi! - To na długo? - Zależy jak silny był wstrząs! - Nie mogłoby być mocniej! To, co zmusiło łożniaków do poddania się, bez trudu udało się jednej wściekłej wampirzycy. Świątynia wibrowała, jak żelazny kocioł, po którym tłuką pogrzebaczem, ze szczelin między kamieniami sypał się kit, a same kamienie wypadały ze ścian. - Upiorzyca ghyrowa! – nie wytrzymałam. - A się jeszcze dziwiłaś, dlaczego się nie chcę z nią żenić! - Ja?! Żeń się z kim chcesz, mnie to nie obchodzi! Kim jestem, żeby się z czegoś dziwić? Strażniczka, tfu! Tak zrobić - raz splunąć, nawet nie trzeba pytać!

Posted in: Bez kategorii Tagged: karolina gilon instagram, robert śmigielski opinie, psy domowe,

Najczęściej czytane:

175

- Jak w greckiej tragedii - zgodziła się. - A jaka jest twoja rodzina? - Moja rodzina? Niewiele jej mam. Mój ojciec zwinął manatki, gdy byłem małym dzieckiem. Nie bardzo go pamiętam, nie wiem, gdzie teraz jest. Mama, brat i ja mieszkaliśmy z babcią aż do śmierci mamy. Umarła nagle. Guz mózgu. Miałem wtedy jedenaście lat, mój brat szesnaście. Babcia się nami zajęła. - Gdzie jest twój brat? - Ostatnio był w Brukseli. Służy w marynarce. W wywiadzie. Nie jesteśmy w bliskich stosunkach. - Nie masz siostry? - Nic mi o tym nie wiadomo. Ale przypuszczam, że mój ojciec był w stanie spłodzić cały chór żeński. Zrobiło się jej głupio. Ona przynajmniej miała rodziców. Rodzeństwo. Prawdziwą rodzinę. Może nie idealną, ale jednak rodzinę. - Przy tobie wychodzę na mazgaja. - Ja tak nie uważam. - Naprawdę? To jesteś wyjątkiem - przyznała. - Wszyscy zarzucają mi, że gram ofiarę, że jestem pesymistką, że ciągle się skarżę. - Uśmiechnęła się do niego. - To wpędza w kompleksy. Może dlatego wszyscy uważają, że mam nierówno pod sufitem. Nie myśl, że się nad sobą użalam, bo wcale tak nie jest. Moje rodzeństwo poważnie podejrzewa, że zwariowałam albo zaraz zwariuję. - Uśmiechnęła się smutno. - Kto tak mówi? - Wszyscy. Hannah, Amanda. Troy. Nawet Kelly. - Siostra bliźniaczka nie staje w twojej obronie? - zapytał, patrząc na nią uważnie. - Nie utrzymuje kontaktów z resztą rodziny. Myślałam, że o tym wiesz. - Dlaczego? - Nie mówiłam ci? Mama zerwała z nią stosunki po wypadku na motorówce. Obwiniała ją za to, że przepuściła spadek i że omal przez nią nie zginęłam. Adam zmarszczył czoło i wytarł kropelkę wody na szklance. - Opowiedz mi jeszcze raz o tym wypadku. - Po co? - Bo próbuję ci pomóc - powiedział łagodnie. - O czym tu jeszcze mówić. Wiesz, co się wtedy wydarzyło. - W porządku, a potem? Kiedy znów zobaczyłaś Kelly? - Kiedy wypisano mnie ze szpitala. - Do czego zmierzał? Dlaczego tak na nią patrzył? - Ją też wtedy wypisano, tak? Gitarzysta przestał wreszcie grać i nagle zrobiło się bardzo cicho. Tylko wentylatory pod sufitem jednostajnie szumiały. Nie lubiła rozmawiać o Kelly, nie w taki sposób. Ale Adam czekał. Wpatrywał się w nią badawczo. Odstawiła szklankę i wzięła głęboki wdech. Najwyraźniej przyszedł czas spowiedzi, jak mawiała jej matka. Wszystkie sekrety musiały wreszcie wyjść na jaw. Drżąc lekko, zaczerpnęła powietrza - Tak. - Jak często się z nią spotykasz? - Nie tak często, jak bym chciała. Ona stale wyjeżdża w interesach. - Co robi? - zapytał. - Pracuje w dziale zaopatrzenia jednego z dużych domów towarowych. - Którego? 176 - Czy to ma jakieś znaczenie? - Po co te wszystkie pytania? - Kelly nie lubi, gdy mówię o jej życiu osobistym. Ceni swoją prywatność. - Ale mieszka tu w okolicy. - Tak. Kiedy wraca. Ma dom nad rzeką. - Odwiedzasz ją? - Czasami, ale przeważnie zostawiamy sobie wiadomości na sekretarce lub wysyłamy e-maile. - A reszta rodzeństwa? Często się z nią kontaktują? - Nie, mówiłam ci, że stanęli po stronie matki. - Lekkie drżenie powoli narastało, lada chwila przemieni się w potężny dygot. - Oni wszyscy... oni wszyscy zachowują się, jakby nie żyła. Świat się zatrzymał. Wypowiedziane słowa zawisły między nimi w powietrzu. Adam nie odzywał się, patrzył tylko na nią i poczuła, że musi mu wszystko wyjaśnić. - To działa w dwie strony. Kelly też nie chce mieć nic wspólnego z całą rodziną. Uczucia są odwzajemnione. - Caitlyn... W gardle jej zaschło, z trudem przełknęła ślinę. - Przeczytałem dzisiaj nekrolog Kelly. Zamknęła oczy. - Caitlyn, ona nie żyje. - Nie. - Wiedziała, że do tego dojdzie. Pociągnęła łyczek mrożonej herbaty, a potem potrząsnęła głową. - Jej ciało... jej ciała nigdy nie odnaleziono. Oficjalnie. Ale przeżyła wypadek. To był cud... - Udało jej się opanować wewnętrzne drżenie i uciszyć szum w głowie. - Wiem tylko to, co mi powiedziała. - To znaczy? - Jeśli nie dowierzał, nie dał tego po sobie poznać. - Że na zmianę to traciła, to odzyskiwała przytomność, że popłynęła z prądem, że wyłowił ją jakiś przemytnik narkotyków. Uratował jej życie... Wolał pozostać anonimowy, bo rozesłano za nim listy gończe. Kelly zaczęła życie od nowa. A rodzina... kiedy próbowałam powiedzieć im, że Kelly żyje, nawet nie chcieli słuchać. Uważają, że cierpię na jakąś chorobę psychiczną... nie, czekaj - „przypadłość”, tak to określała moja matka. - Rozumiem. - Odchylił się na krześle. Znów popłynęła muzyka, brzmiała jak lekko zmieniona wersja poprzedniego utworu. - Nie wierzysz mi. - Tego nie powiedziałem. - Nie musisz. Nikt mi nie wierzy. Albo nie chcą uwierzyć. Moja rodzina jest chciwa. Jeśli Kelly nie żyje, to znaczy, że jej część łupu albo, powiedzmy, spadku, mogą zagarnąć, rozdrapać między siebie. - Caitlyn... - Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale za każdym razem, gdy ktoś ją rozpozna, Kelly udaje mnie. Ma teraz nową tożsamość, nowe nazwisko. Nazywa się K.C. Griffin. K jak Kelly, C jak Caitlyn i Griffin - to jej drugie imię. - I imię twojego przyjaciela z dzieciństwa? Zrozumiała, dokąd zmierza. ... [Read more...]

przekleństw.

Hayes zacisnął zęby. Wiedział, o co chodzi. Bentz. Yolanda odwróciła się na pięcie. – Wynocha z mojego domu! Przyprowadziliście tu dzieciobójcę? Człowieka, który zabił mojego braciszka? Zastrzelił go z zimną krwią? – Wycelowała oskarżycielsko palec w ulicę. ... [Read more...]

e, słońce tak ostre, ...

że włożył okulary przeciwsłoneczne. Delikatny wietrzyk poruszał koronami palm rosnących przy plaży. Spojrzał na zegarek – nowy, bo stary wyzionął ducha po nocnej kąpieli. – O której mamy się spotkać? ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 kwiaciarnia.stargard.pl

WordPress Theme by ThemeTaste