- Powinnaś uważać, Shelby. Takie gadki mogą cię wpędzić w kłopoty.
- Może ja właśnie szukam kłopotów - odparła i nie mogła uwierzyć, że powiedziała coś takiego. Uświadomiła sobie, że ni mniej, ni więcej z nim flirtuje. - Jak ich szukasz, to będziesz je miała. To ci gwarantuję. - Dobrze. Przez moment patrzył na nią intensywnie i zauważyła w jego oczach iskrę nieskrywanego, męskiego pożądania. Iskra znikła niemal natychmiast, ale Shelby ją rozpoznała i miała wrażenie, że słyszy bicie własnego serca. - Uważaj, bo twoje życzenie może się spełnić, złotko. - Odstawił krzesło i wyszedł na dwór, zostawiając Shelby samą. Poczuła się jak idiotka. Nie było jej lepiej, kiedy wyjrzała przez okno kawiarni i zobaczyła, że Vianca Estevan wysiada z furgonetki prowadzonej przez jej brata i biegnie po parkingu do Nevady, a potem zarzuca mu ręce na szyję i całuje go na oczach całego świata. Nevada nie zareagował, tylko pomógł jej wsiąść do pikapa i odjechał, gdy tymczasem Shelby w duchu wyzywała siebie od skończonych idiotek. Ale nie przejmowała się zbytnio. Zwyczajnie w świecie pragnęła Nevady i po raz pierwszy w życiu miała zamiar go zdobyć. Akurat pod tym względem nie było to zbyt trudne zadanie. Wyglądało na to, że Nevada jest nią zainteresowany równie mocno jak ona nim. Po tym jak wpadł na nią któregoś wieczoru nad rzeką, zadzwonił do niej i zaczęli się umawiać na potajemne randki, w tajemnicy przed jej ojcem. Twierdził, że zerwał z Vianca, a w mieście krążyły pogłoski, że Vianca jest wściekła, za to jej ojciec oddycha z ulgą. Ramónowi nigdy nie podobało się to, że Vianca spotyka się z kimś, kto nie jest z pochodzenia Hiszpanem, a w dodatku ma złą reputację i został gliniarzem, i tylko ją „wykorzystuje”. Ale mówiło się też, że ojciec nie akceptuje żadnego z chłopaków Vianki. A Shelby się zakochała. Szybko i po prostu. Była podekscytowana tym, że spotyka się z Nevada za plecami ojca, że biegnie przez mrok w wiosennej mgle; marzyła o Nevadzie w nocy, myślała o nim w dzień - miłość była łatwa. I któregoś wieczoru, kiedy byli sami nad zakolem rzeki, a księżyc świecił wysoko na niebie, wreszcie ją pocałował. Objął ją silnym ramieniem, posadził na kolanach i wpił się w jej usta tak żarłocznie, że ledwo oddychała. Poczuła ogień w żyłach, nie chciała już niczego sobie odmawiać i w tym momencie zrozumiała, że będzie się z 61 nim kochać. Oczywiście nie dane jej było się z nim kochać, bo wprawdzie zaczął rozpinać jej bluzkę i całować wrażliwe miejsce za uchem, ale przerwał. - Nie mogę tego zrobić - powiedział. - D-dlaczego? - Nadal siedziała mu na kolanach, wciąż upojona jego pocałunkami. Oboje mieli na sobie dżinsy, lecz i tak czuła jego erekcję, która zadawała kłam jego słowom. - Shelby, jesteś za młoda, ukrywamy się, to nie w porządku. Och, do diabła, jest mnóstwo innych powodów. Jesteś dziewicą, prawda? Zdziwiła się. - A jakie to ma znaczenie? - Jesteś? - Nie, ja... ja... - Kłamczucha. - Co jest? Mam to wypisane na czole czy jak? Zachichotał. - Tak. Coś w tym rodzaju. Posłuchaj. - Stanowczym ruchem zepchnął ją ze swoich kolan i popatrzył na czarną toń rzeki. - Może kiedyś mogłoby coś z tego wyjść, ale... och Boże, nie, nic z tego nie będzie. Musimy przestać się widywać. - Dlaczego? - Jest milion powodów. - Jeżeli chodzi o sędziego... - To bardzo poważny powód. - Wstał i otrzepał dżinsy. - On nie rządzi moim życiem! - A jakże. On rządzi życiem wszystkich. - Ale ja nie pozwolę... - Nie masz wyboru. Naprawdę. - Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać, ale ona sama się poderwała się na nogi i dumnie uniosła brodę.