że sam się o to prosił. Jej słowa tak bardzo go zabolały,
bo trafiła w samo sedno. Wszystko, co powiedziała, było prawdą. Udało się jej przetrwać taki dzień, po którym każda z poprzednich pięciu niań natychmiast by zrezygnowała, więc choć zdarzyło się jej tego ranka zaspać, wciąż była dla niej nadzieja. Być może będzie potrafiła przywrócić normalność w Summerhill. - Nie przebiera pani w słowach - zauważył.. - Ale sam nalegałem, więc nie mogę narzekać. Mam nadzieję, że zawsze będzie pani ze mną równie szczera. Szczerość to cecha, którą cenię w ludziach najbardziej. Nie toleruję kłamstwa! Ponownie dostrzegł w jej spojrzeniu dziwny cień. Przez R S moment pomyślał, że może to strach, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. Powiedziała mu prawdę, więc czego jeszcze miałaby się obawiać? Okrzyki dzieci stawały się coraz głośniejsze. Scott nie miał siły na spotkanie z tym ludzkim tornadem. - Proszę mi wybaczyć - przeprosił. - Muszę już iść, wrócę wczesnym popołudniem. Czując się jak dowódca, który opuszcza swój dywizjon w nocy przed wielką bitwą, ruszył pospiesznie w stronę kuchennych drzwi. Zdążył je za sobą zatrzasnąć na moment przed tym, jak dzieci wpadły do kuchni. Oparł się o drzwi i odetchnął głęboko. W samą porę! Już miał odejść, gdy posłyszał dziwnie surową nutę w tonie Willow: - Nim ustalimy, co będziemy dzisiaj robić, chciałabym wam powiedzieć, jak bardzo było mi wczoraj przykro, gdy odkryłam, że któreś z was zakradło się do mojego pokoju i zniszczyło moje skarby. Zamarł w bezruchu. Zakradły się do jej sypialni? Szperały w jej osobistych rzeczach? Nie mógł tego dłużej tolerować! Zaraz wróci i da do zrozumienia tym małym diablątkom, że przebrały miarkę! Już miał nacisnąć klamkę, gdy zdał sobie sprawę, że nie może za każdym razem interweniować, gdy dzieci postąpią nie tak, jak należy. Nowa niania musi sama zdobyć ich szacunek. - Czy się zrozumieliśmy? - Willow Tyler nachylała się nad dziećmi, które skupiły się przy kuchennym stole. - Każdy z nas ma prawo do osobistego terytorium. I to jest świętość. R S - Co to świętość? - spytała Amy. - To, co powiedziała - wyjaśniła Lizzie z wyższością. - Miejsce, którego nie naruszamy, bo jest prywatne. Gdzie tata? - Wyszedł. Złotowłosa dziewczynka zmarszczyła brwi. - Dokąd? - chciała wiedzieć. - Nie wiem, nie powiedział - odparła Willow. - Ale dzisiaj jest tak piękna pogoda, że pomyślałam, że my także wyjdziemy na dwór. - Nie chcę nigdzie wychodzić! - Amy spojrzała na nią wyzywająco. - Ja też nie! - Mikey usiadł na podłodze i nie zamierzał