Wsunął młotek za pas i poszedł wzdłuż płotu, żeby sprawdzić, czy są uszkodzenia.
Miał szczęście, że udało mu się przyłączyć gospodarstwo starego Adamsa. Stary Adams nie sprzedałby swojej ziemi nikomu innemu. Przyjaźnił się z ojcem Nevady od wielu lat i był przyszywanym wujkiem dla Nevady i jego kuzyna, Joego Hawka, kiedy chłopcy dorastali. Gdy nadszedł czas emerytury i wyprowadzki do miasta, zaproponował Nevadzie umowę, bardzo uczciwą - w gruncie rzeczy była tak korzystna, że grzechem byłoby z niej nie skorzystać. - Jeśli nie kupisz tej ziemi, będę musiał ją wystawić na rynek i zapłacić jakiemuś agentowi nieruchomości prowizję za to, żeby mógł ją przejąć ktoś obcy. Nie mam dzieci i naprawdę chciałbym, żebyś to ty ją przejął. Nevada podpisał umowę. Na terenie gospodarstwa znajdowało się pastwisko, cedrowy zagajnik, jezioro, które prawie nigdy nie wysychało, mały sad i skalisty kamieniołom. Stary dom na ranczu nie był wiele wart, bo Oscar Adams zapuścił go po śmierci żony, ale w oczach Nevady ten dwupiętrowy budynek miał wartość, i to większą niż jego własny dom. Zamierzał się tam wprowadzić zaraz po remoncie. Powoli, przypomniał sobie, jak to robił zawsze, gdy brała w nim górę niecierpliwość. Wszystko w swoim czasie. Pogwizdując na Crocketta, wrócił do domu i zastanawiał się, czy znów nie zatelefonować do Levinsona. Jak na razie, prywatny detektyw nie potrafił odnaleźć dziewczynki. Minęły trzy dni od momentu, gdy Nevada po raz pierwszy po latach wpadł na Shelby, ponad siedemdziesiąt od chwili, gdy powiedziano mu, że jest ojcem, i wciąż nie mógł uzyskać żadnych informacji. W erze elektronicznej, obejmującej cały świat i niemal błyskawicznej komunikacji, nie dowiedział się o swojej córce niczego - nie miał nawet pewności, czy rzeczywiście istnieje. Jedyne, co miał, to zapewnienie Shelby, że przesłane jej zdjęcie jest autentyczne, że Elizabeth jest jego córką i chodzi tylko o to, żeby ją odnaleźć. Jak przystało na sceptyka, Nevada zdawał sobie sprawę, że list i fotografia mogła być dziełem czyjejś chorej wyobraźni - okrutnym żartem, który miał zachęcić Shelby do powrotu do Bad Luck. Ale po co? I kto za tym stał? Jeżeli list i zdjęcie okazałyby się oszustwem, zabiłoby to Shelby. Tak bardzo chciała znaleźć tę dziewczynkę. Zresztą, on też. Otrzepując ręce z kurzu, wszedł po frontowych schodkach na ganek i do środka, gdzie, mimo że nie docierało tam słońce, temperatura nie była niższa choćby o jeden stopień. Uchylił okno, ale i tak w pomieszczeniu właściwie nie było przewiewu. Parę razy rozmawiał z Shelby przez telefon, szperał na własną rękę i utrzymywał kontakt z prywatnym detektywem, ale na razie niczego się nie dowiedział. Ktokolwiek przesłał Shelby zdjęcie dziewczynki, siedział cicho i nie kontaktował się z nią. Któż to mógł być i dlaczego wybrał akurat taki moment, żeby zaoferować informacje? Dlaczego teraz? Co takiego zdarzyło się w kilku ostatnich miesiącach, co mogłoby skłonić tę osobę do takiego czynu - czyżby komuś zależało na tym, żeby Shelby Cole akurat teraz wróciła do Bad Luck? Co się zmieniło? 90 Tylko jeden czynnik mógł to spowodować: Ross McCallum wyszedł z więzienia. Nevada nie mógł się dopatrzyć innego związku. A zatem co wiedział Ross? Czas poznać odpowiedź na to pytanie. Nevada już miał ponownie wykręcić numer do Levinsona, kiedy zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę już po pierwszym dzwonku. - Smith. Po drugiej stronie wyczuwał wahanie. - Halo? Żadnej odpowiedzi, tylko dźwięk muzyki w tle. - Czy mnie słychać? Nic. Był środek dnia, lecz Nevada czuł się tak, jakby miał do czynienia z czymś bardzo mrocznym. - Kto tam? - zapytał z większą stanowczością i usłyszał szczęk odkładanej słuchawki. Przez chwilę patrzył na swoją słuchawkę. Może to była pomyłka, ktoś wykręcił niewłaściwy numer. Może on wyciągał pochopne wnioski - ostatecznie pomyłki telefoniczne to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Mimo wszystko nie opuszczało go nieokreślone uczucie niepokoju. Zdjął klucz z haczyka w pobliżu drzwi i wyszedł z domu na bezlitosny żar prażącego słońca. Przymknął powieki i poczuł ból w zranionym przed dziesięciu laty oku. Okaleczył go Ross McCallum. Ciekawe, że przypomniał sobie o tym właśnie dzisiaj. Teczki nie zawierały zbyt wiele informacji o sposobie, w jaki rozumował sędzia. Shelby czytała każdą z nich